Bohaterowie „Cinema Paradiso” niemal czterdzieści lat temu opłakiwali koniec kina. Gdy włoski klasyk wraca na polskie ekrany, kina, jakimś cudem, wciąż istnieją. Ta opowieść o wytyczaniu własnego szlaku w życiu wzrusza i dzisiaj. Jeśli jednak nie mamy oglądać „Cinema Paradiso” z perspektywy klęcznika i chcielibyśmy na nowo zmierzyć się z filmem Giuseppe Tornatore, co by z takiego zderzenia wynikło? Powrót do historii chłopca o imieniu Totò i kinooperatora Alfredo zaskakuje przede wszystkim tym, jak wyrażane w filmie lęki rymują się z dzisiejszymi przepowiedniami upadku świątyń X muzy. Może grzebanie kina żywcem jest po prostu na stałe wpisane w nasze myślenie o tej sztuce? Czy na współczesne pomstowanie na streaming jako zabójcę kina będziemy za kilka dekad patrzeć uśmiechając się pod nosem?
Film zaczyna się od tego, że Salvatore dostaje od matki wiadomość o śmierci przyjaciela z dzieciństwa. Bohater jest znanym reżyserem, a rodzinne strony opuścił trzydzieści lat wcześniej. Spędza całą noc na rozmyślaniu o dzieciństwie, gdy jako Totò dorastał na włoskiej powojennej prowincji. Codziennie odwiedzał lokalne kino, mimo połajanek matki, pogarszających się ocen i wrogości Alfreda.
Tornatore wyraziście oddziela w filmie przeszłość od teraźniejszości, z romantyzmem obrazując tę pierwszą. Służą temu zwłaszcza zdjęcia autorstwa Blaska Giurato. Ekspresjonistyczna gra cieniami i ciepłe barwy w retrospekcjach przeciwstawiane są chłodowi i płaskiemu światłu scen z lat 80. W tę retromanię wpisany jest też mocno konserwatywny sentyment, żal za odchodzącymi czasami i wartościami. Wyraża się on także licznymi odniesieniami i hołdami czy to dla klasyki Hollywoodu, czy włoskiego neorealizmu. W Paradiso komercyjne amerykańskie produkcje przeplatają się z kinem społecznym spod znaku wczesnego Felliniego i Viscontiego.
Pomimo tych wszystkich kontekstów, „Cinema Paradiso” bliżej do współczesnego mu Kina Nowej Przygody z filmami Spielberga na czele. Język filmowy u Tornatore dotrzymuje kroku emocjom jego bohaterów. Wyraża się to na przykład w sposobie pokazania przestrzeni kina. W scenach z dzieciństwa jest ono wielkie i barwne, aż pulsuje od tętniącego w nim życia. Gdy dorosły Salvatore do niego wraca, pusta już przestrzeń, wydaje się klaustrofobiczna i surowa, kojarząc się bardziej z kryptą. Reżyser nie boi się też korzystać z gagów wizualnych i sztuczek montażowych, które nie zaburzają jednak harmonii narracji.

Marco Leonardi
W myśleniu o „Cinema Paradiso” można się z łatwością zafiksować na temacie kina jako przemijającego medium XX wieku, ale Tornatore wydaje się zainteresowany czymś jeszcze, czymś dużo bardziej ogólnym. „Cinema Paradiso” to także film o patrzeniu. O poznawaniu świata przez wzrok, o złudzeniach optycznych i widokach, które mogą zniewolić.
Wokół wzroku obraca się chociażby wątek romantyczny: Salvatore poznaje dziewczynę, w której się zakochuje, najpierw patrząc na nią przez obiektyw kamery. Później obserwuje ją z daleka i wyznaje jej miłość dopiero wtedy, gdy ona nie może go zobaczyć: czyli z konfesjonału. Główny bohater, jak na prawdziwego kinomana przystało, przeżywa wszystko bardzo intensywnie, jest wyczulony na detal, rozumie świat jak wytrawny obserwator, ale jednocześnie jako samotnik nie bardzo radzi sobie z pozaekranową rzeczywistością.
„Cinema Paradiso” opowiada więc także, nie bojąc się dosadności, o chłopięcym dorastaniu. Alfredo na rozkaz miejscowego księdza, który nie chce dopuścić, by erotyka wdarła się na ekran małomiasteczkowego kina, wycina z taśm filmowych sceny pocałunków. Kino jest karczmą i kościołem w jednym. Głównie męsko-chłopięca widownia, która zapełnia je co wieczór, na sali kinowej śpi, je, pali, uwodzi, onanizuje się czy zabija.
Te sceny zaskoczyły mnie, gdy oglądałem film po latach, w mojej głowie pozostał on bowiem jako niewinne kino rodzinne. Dziś na pierwszy plan wybija się namysł nad miejscem człowieka w zbiorowości i jego osamotnieniem po wkroczeniu w dorosłość. „Goodbye, Dragon Inn”, klasyk slow cinema Tsai Ming-lianga z roku 2003, także rozgrywający się w kinie, ciekawie nadaje dodatkowy kontekst dziełu Tornatore. Obie produkcje wyrażają podobne lęki dotyczące przemijania i kroczącego za nim osamotnienia. Włoska produkcja prezentuje heteronormatywną wizję kina, podczas gdy film z Tajwanu przedstawia przestrzeń przybytków kinowych jako miejsca gejowskiego cruisingu. Pomimo tych różnic, kino jest w obu filmach sceną seksualnych eksploracji. „Cinema Paradiso” uwodzi nostalgią, ale w wielu momentach igra z infantylnie familijnym sztafażem, sięgając co rusz po rubaszny humor i dosłowne odniesienia do seksualności.
Olek Młyński
Kino nr 9/2025, © Fundacja KINO 2025
Nuovo Cinema Paradiso
SCENARIUSZ I REŻYSERIA GIUSEPPE TORNATORE. ZDJĘCIA BLASCO GIURATO. MUZYKA ENNIO MORRICONE, ANDREA MORRICONE. WYKONAWCY PHILIPPE NOIRET, SALVATORE CASCIO, JACQUES PERRIN, LEOPOLDO TRIESTE, MARCO LEONARDI. FRANCJA – WŁOCHY 1988. CZAS 123 MIN
DYSTRYBUCJA KINOWA STOWARZYSZENIE KIN STUDYJNYCH