Strona główna » Recenzje » Moi synowie
Moi synowie

Mateusz Żebrowski

Kiedy Fus (Benjamin Voisin) tłumaczy ojcu (Vincent Lindon) swoje ksenofobiczne i rasistowskie credo, posługuje się zaimkami my i oni. Rodzic z wyraźnym zawodem i smutkiem pointuje jego wywód słowami: Kiedyś „my” oznaczało po prostu nas trzech – ojca i dwóch synów. Przywołana scena świetnie obrazuje jeden z głównych tematów „Moich synów”. Ideologia wdzierająca się do prywatności rodzin niszczy ich intymność i integralność. Miłość, choć wciąż odczuwana i wyrażana, nie wystarcza, żeby żyć w symbiozie.

Siostry Delphine i Muriel Coulin zekranizowały docenianą powieść Laurenta Petitmagina z 2020 roku, „Ce qu’il faut de nuit” (książka nie doczekała się polskiego tłumaczenia) i tym samym zmierzyły się z palącym problemem współczesnej Europy – powrotem nacjonalizmu i faszyzmu. W „Moich synach” reżyserki nie obrazują skrajnie prawicowych środowisk od środka, przyglądają się za to wpływowi nastrojów społecznych na relacje pomiędzy najbliższymi.

Pierre jest wdowcem, który od lat stara się wychować synów Fusa i Louisa (Stefan Crepon). Pomiędzy trójką bohaterów nie brak męskiej czułości. Razem spędzają czas, grają w piłkę, oglądają mecze, dowcipkują. W ich domu celebrowane są wspólne posiłki. A jednak, pomimo autentycznej bliskości i pozytywnych wzorów, starszy syn zaczyna przyjaźnić się z radykałami, którzy nie tylko głoszą rasistowskie hasła, ale również uciekają się do przemocy wobec myślących inaczej niż oni. Pierre próbuje wybić Fusowi z głowy nową ideologię, lecz jego wysiłki odnoszą odwrotny skutek. Młody mężczyzna zaczyna utożsamiać ojca z przestarzałymi (według niego) wartościami i przynajmniej częściowo postrzega go jako wroga.

„Moi synowie” pokazują erozję prywatnego mikroświata z winy haseł głoszonych w przestrzeni publicznej. Rodzinny kokon zostaje rozdarty przez targające współczesnym społeczeństwem spory Siostry Coulin jawią się jako fabularzystki-reporterki chwytające trajektorie burzliwych emocji. Twórczynie rezygnują jednocześnie z nadmiernej psychologizacji postaw. Wybór metody portretowania bohaterów można uznać zarówno za zaletę jak i wadę. Widz w „Moich synach” ma przestrzeń do własnych refleksji, nic nie jest mu narzucane, przemiana Fusa nie jest demonizowana. A jednak stale obecne w tle pytanie dlaczego? doprasza się o wyczerpującą odpowiedź.

Benjamin Voisin

Jedynym subtelnie przedstawionym na ekranie powodem radykalizacji starszego syna jest klimat społeczny. Na początku filmu słyszymy słowa wypowiadane przez eksperta w audycji radiowej: Politycy nie mają dziś nic do zaoferowania młodym ludziom, nie interesują się ich potrzebami. W tej sytuacji (tak chyba uważają reżyserki) nie wystarcza opieka i troska najbliższych. Potrzeby młodych ludzi powinny zostać zauważone i zagospodarowane przez decydentów, inaczej każdy dorastający człowiek może odkryć w sobie antysystemowego bojówkarza.

Mimo aktualności powyższej refleksji, która wydaje się pasować również do polskich realiów, zastanawiam się, czy naprawdę wina leży tylko po stronie państwa? Pierre sprawia wrażenie idealnego ojca, potrafiącego, pomimo bycia wdowcem, zapewnić synom pełne wsparcie materialne i mentalne. Szczególnie ważny jest w „Moich synach” męski, nietoksyczny kolektyw, jaki tworzą ojciec z synami. Czy pod takim dachem może narodzić się brutalny nazista? Niewątpliwie francuska produkcja opowiada o poczuciu rodzicielskiej czy ojcowskiej porażki. Pierre poświęcił życie Fusowi i Louisowi. Trudno mu coś w tej kwestii zarzucić, a jednak finalnie jest przekonany, że to jego błędy, tak trudne do wskazania, doprowadziły syna do upadku.

W filmie sióstr Coulin pojawia się klasyczny motyw odwiecznej wewnętrznej walki dobra ze złem – w Fusie toczy się psychomachia. I być może to ona jest kluczem do zrozumienia bohatera. Czasem wystarczy zatruta kropla, która infekuje demoniczną myślą cały organizm. Za tę odrobinę jadu uchodzi w „Moich synach” bramka zdobyta przez Fusa (grającego półprofesjonalnie w piłkę nożną) po faulu. Oszustwo staje się preludium do wszystkiego, co ma wydarzyć się potem.

Siła „Moich synów” tkwi w aktorach. Voisin, znany polskiemu widzowi ze świetnej roli w „Straconych złudzeniach” (2021), ma niezwykłą wrażliwość, która pozwala mu w ramach jednej kreacji meandrować pomiędzy poczciwym chłopięctwem a atawistycznie wyrażanym radykalizmem. Dzięki temu wypada przekonująco zarówno, kiedy z czułością kładzie spać pijanego ojca, jak i wtedy, gdy ogarnia go szał nienawiści. Równie wyborny jest Lindon, nagrodzony za występ w „Moich synach” na ubiegłorocznym festiwalu w Wenecji. Szorstka powierzchowność aktora sprawia, że ojcowska czułość w jego wykonaniu tym silniej wzrusza swoją autentycznością.

Film sióstr Coulin to ważny głos na temat współczesnych relacji rozdzieranych przez wsączające się do codzienności konflikty z zewnątrz. Cały zachodni świat wdaje się w coraz ostrzejszą ideologiczną walkę. Stojący po przeciwnych stronach barykady bywają częścią tej samej rodziny, tymczasem sprawy wybiegające poza domowy mir potrafią roznieść w pył każdą z takich małych wspólnot.

Mateusz Żebrowski

Kino nr 9/2025, © Fundacja KINO 2025

Jouer avec la feu

SCENARIUSZ NA PODSTAWIE POWIEŚCI LAURENTA PETITMANGINA „CE QU’IL FAUT DE NUIT” I REŻYSERIA DELPHINE COULIN, MURIEL COULIN. ZDJĘCIA FRÉDÉRIC NOIRHOMME. MUZYKA PAWEŁ MYKIETYN. WYKONAWCY VINCENT LINDON, BENJAMIN VOISIN, STEFAN CREPON, SOPHIE GUILLEMIN, ARNAUD REBOTINI. FRANCJA BELGIA 2024. CZAS 118 MIN

DYSTRYBUCJA KINOWA GALAPAGOS FILMS

Skip to content