Jeżeli debiut, to najlepiej taki, po którym zapamiętamy nazwisko reżysera czy reżyserki. Odważny, bezkompromisowy, poprowadzony pewną ręką, z wyraźnym autorskim sznytem. Wszystkie te cechy dobrze opisują „Brzydką siostrę”, o której zrobiło się głośno już po pierwszych pokazach. Dla norweskiej reżyserki Emilie Blichfeldt to debiut pełnometrażowy, ale nie pierwsze spotkanie z tematem ciała i jego transformacji. Film stanowi rozwinięcie krótkich form twórczyni, z „Sara’s Intimate Confessions” (2018) na czele. Opowiadają one o standardach piękna narzucanych przez społeczeństwo i związanej z nimi presji.
Ostatnie zdanie może brzmieć jak lapidarny opis „Substancji” (2024) Francuzki Coralie Fargeat. Nie ma co ukrywać, że oba filmy, zarówno pod względem tematycznym, jak i stylistycznym, wyrastają z tego samego pnia, którym jest twórczość Davida Cronenberga z jego obsesją na punkcie fizyczności. W ostatnich latach body horror, którego początki sięgają lat 80. ubiegłego stulecia i wiążą się w dużej mierze właśnie z reżyserem „Wideodromu” (1983), został przejęty przez kobiety. Obok Fargeat i Blichfeldt myślę też o Francuzce Julie Ducournau i jej „Titane” (2021), nagrodzonym Złotą Palmą na festiwalu w Cannes. W ich rękach konwencja stała się krzykiem sprzeciwu wobec prób uprzedmiotowienia kobiecego ciała. A że estetyka tych filmów nierzadko szokuje i wywołuje silne emocje, jest to krzyk, którego nie sposób nie usłyszeć.
Emilie Blichfeldt znalazła ciekawą, nieszablonową formę, jaką jest połączenie krwawego horroru z filmem kostiumowym i oparcie scenariusza na klasycznej baśni o Kopciuszku. Jak przekonuje, nie skupiła się na jednej konkretnej wersji, a czerpała z lokalnych, ludowych wariantów opowieści, różniących się od siebie detalami i rozłożeniem akcentów. Norweskiej reżyserce zdecydowanie najbliżej do mroku i okrucieństwa braci Grimm. Odwraca też perspektywę, bo całą historię poznajemy nie z punktu widzenia Kopciuszka, a tytułowej brzydkiej siostry.

Thea Sofie Loch Næss i Lea Myren (fot. Marcel Zyskind)
Ma ona na imię Elvira (bardzo fizyczna rola Lei Myren) i pod naciskiem przebiegłej matki (Ane Dahl Torp) nie cofa się przed okaleczaniem własnego ciała, byle tylko zdobyć sympatię księcia fikcyjnej krainy o nazwie Swedlandia. Chce dorównać urodą przyrodniej siostrze Agnes (Thea Sofie Loch Næss), czyli Kopciuszkowi. Sceny wykonywanych chałupniczymi metodami operacji plastycznych, jakim poddaje się Elvira, należą do najdrastyczniejszych w filmie Blichfeldt. Nie sposób nie odnieść tego do dzisiejszej rzeczywistości. Terror piękna, jakiemu poddawane są kobiety, i lansowane w mediach społecznościowych kanony urody powodują, że młode dziewczyny poddają się rozmaitym korektom swojego wizerunku, głównie po to, by zyskać akceptację. W kostiumie i posiłkując się klasyczną baśnią, norweska reżyserka opowiada de facto współczesną historię.
Debiutantka Blichfeldt czyni to przy wsparciu doświadczonych twórców, na czele z autorem zdjęć Marcelem Zyskindem czy kostiumografką Manon Rasmussen, pracującą przy filmach Larsa von Triera. To ważne, bo forma, począwszy od sposobu kadrowania przez wybór kolorystyki po wytworne kostiumy, wydaje się tutaj kluczowa. Sporo wniosła do tego także polska ekipa – mający ostatnio świetną międzynarodową passę producent Mariusz Włodarski, scenografka Klaudia Klimka-Bartczak czy specjaliści współtworzący efekty specjalne. Zresztą część filmu kręcona była w naszym kraju, gdzie – jak mówiła reżyserka – zachowały się wspaniałe wnętrza pałacowe, jakich próżno szukać w Skandynawii. Natomiast w drugoplanowe role wcieliły się Katarzyna Herman i Agnieszka Żulewska.
W czasach, kiedy bardzo mocno wybrzmiewa idea siostrzeństwa, Blichfeldt pokazuje coś zupełnie odwrotnego. Przekonujemy się, momentami w makabryczny sposób, jak kobiety potrafią być dla siebie okrutne, surowe i jak nawzajem mogą się ranić. A wszystko w imię nagrody, którą jest mężczyzna. Podobnie jak w przypadku „Substancji”, film norweskiej reżyserki staje się głosem buntu. Zapewne obejrzymy wkrótce kolejne body horrory podpisane przez kobiety.
Kuba Armata
Kino nr 7/2025, © Fundacja KINO 2025
Den stygge stesøsteren
SCENARIUSZ I REŻYSERIA EMILIE BLICHFELDT. ZDJĘCIA MARCEL ZYSKIND. MUZYKA JOHN ERIK KAADA, VILDE TUV. WYKONAWCY LEA MYREN, ANE DAHL TORP, THEA SOFIE LOCH NÆSS, KATARZYNA HERMAN, ADAM LUNDGREN. NORWEGIA – DANIA – RUMUNIA – POLSKA – SZWECJA 2025. CZAS 109 MIN
DYSTRYBUCJA KINOWA BEST FILM