Strona główna » Recenzje » Moja zbrodnia
Moja zbrodnia

Barbara Kosecka

François Ozon reżyserski fach zna jak mało kto. Potrafi prowokować i bawić, rozbrajać tabu i zachwycać lekkością stylu, pląsać wśród kulturowych cytatów i dotykać kwestii boleśnie aktualnych. Angażuje najlepszych aktorów, nierzadko ikony francuskiego kina – w „Mojej zbrodni” zobaczymy m.in. Isabelle Huppert, Dany’ego Boona, Fabrice’a Luchiniego czy André Dussolliera – a jego filmy są pełne finezyjnych odniesień do historii X muzy. Najnowszy, mający być ostatnią częścią kinofilskiej trylogii (po „8 kobietach” osadzonych w latach 50. ubiegłego wieku i „Żonie doskonałej” dziejącej się dwie dekady później), przenosi nas do lat 30., a także do tradycji ówczesnej burleski, screwball comedy (zwariowanej farsy z damsko-męską rywalizacją) i eleganckich komedii spod znaku Ernsta Lubitscha czy Billy’ego Wildera (to „Złe nasienie”, jedyny francuski film Wildera, oglądają w kinie bohaterki „Mojej zbrodni”).

Film jest luźną adaptacją sztuki Georgesa Berra i Louisa Verneuila z 1934 roku i opowiada o zbiegu okoliczności, z pozoru niefortunnym, który piękną acz pozbawioną wpływów aktorkę doprowadza przed sąd. Madeleine (Nadia Tereszkiewicz) ucieka z rąk usiłującego ją zgwałcić teatralnego producenta, u którego miała nadzieję dostać angaż, ten zaś godzinę później zostaje znaleziony z kulą w głowie. Na domiar złego Francja lat 30. zdaje się epatować mizoginią, kobietom nie wolno głosować ani posiadać kont w banku, a na ławach przysięgłych zasiadają wyłącznie biali starcy płci męskiej. Pożałowania godna sytuacja Madeleine – otoczonej zacietrzewionymi albo narcystycznymi mężczyznami, konsekwentnie widzącymi w niej jedynie ucieleśnienie własnych bajdurzeń – niepozbawiona jest jednak potencjału, który dostrzega bystra przyjaciółka bohaterki, początkująca prawniczka Pauline (Rebecca Marder). Dochodzi do melodramatycznego w stylu i zbawiennego w skutkach przedstawienia w sądzie, odegranego przez samą zainteresowaną nie bez talentu, w sam raz dla żądnej sensacji publiki, prasy brukowej, a przy okazji przysięgłych.

A zatem problemy nadużyć seksualnych, nierównouprawnienia płci czy manipulacji mediów, nie tylko na wskroś współczesne, ale i uginające się pod brzmieniem powagi, umieszcza Ozon w oprawie retro, w dodatku z rozbrajającym wdziękiem odbierając im ich ponury ciężar. #MeToo? Oczywiście, mężczyźni korzystali i do dziś korzystają z dominującej pozycji, jednak przy odrobinie sprytu można to przekuć na własną korzyść. Społeczne przyzwolenie na krzywdę słabszych? Bezwzględnie, choć nic tak nie przydaje kobietom blasku i uroczej sprawczości, jak słuszna walka o ich prawa. Ktoś kogoś morduje? Ależ na zdrowie – no, może nie mordowanego, ale społeczeństwa na pewno.

Isabelle Huppert, André Dussollier, Rebecca Marder, Nadia Tereszkiewicz

„Moją zbrodnię” wypełnia humor, od koncepcyjnego ogółu do trywialnego szczegółu. Śmieszą aktorzy: Huppert w roli zapomnianej diwy kina niemego, z nastroszoną fryzurą i zamaszystą gestykulacją (te trzaśnięcia drzwiami!), szantażującej Madeleine, Dussolier w pociesznym epizodzie zdziadziałego przemysłowca, Luchini jako nierozgarnięty sędzia śledczy, któremu fakty nie są w stanie przeszkodzić w „wymierzaniu sprawiedliwości”, Olivier Broche w roli jego rezolutnego asystenta, jedynego mężczyzny spośród całej zgrai playboyów i mądrali nie ulegającego uprzedzeniom. Rozbrajająco zabawne są kolejne warianty zabójstwa producenta, przedstawiane za pomocą czarno-białych filmików nakręconych na modłę kina niemego, szczególnie zaś bawi emfaza, z jaką aktorzy posłusznie uwypuklają te emocje, które są akurat potrzebne. Bohaterki i bohaterowie Ozona kompromitują się na każdym kroku, dyskretnie lub mniej dyskretnie, ale na pewno bez taryfy ulgowej, obnażając swoją hipokryzję, próżność czy interesowność. Dostaje się nawet prostodusznej Madeleine, trochę się dąsającej na sławę jednak nie tak całkiem zapomnianej starszej koleżanki. I samej idei girl power – idącej tu w nieco zatrważającym i nie zawsze mądrym kierunku.

„Moją zbrodnię” przenika relatywizm, teatr odgrywany publicznie i w zaciszu domowym. Czy może być inaczej, skoro, jak się okazuje, czasem trzeba nakłamać, żeby powiedzieć prawdę? „Nie wiem już, czy potrafię odróżnić dobro od zła” – wzdycha przemysłowiec Bonnard, nie mogąc się zdecydować czy lepiej być bankrutem o nieposzlakowanej opinii, czy bogatym teściem morderczyni. Co do prawdy zaś, zdaje się, że reprezentuje ją nazwisko zapiekłego mizogina, prokuratora Vrai (z francuskiego: prawda), który, jak donosi zabawna końcówka filmu, skończył marnie. Epilog zresztą, trzeźwo podsumowujący mało wzniosłe koleje losu bohaterów, jest kwintesencją przewrotności francuskiego reżysera. Ozon jak zwykle z humorem traktuje kwestie płci, seksu i obyczaju, pozwalając przy tym, by bohaterowie uprawiali pocieszną dialektykę wzniosłych idei z przyziemnym pragmatyzmem. Tu i ówdzie z wychwyconych przez kamerę czułych spojrzeń Pauline przebłyskuje ledwie sugerowany wątek lesbijski – owo niedopowiedzenie to także subtelnie ironiczny ukłon Ozona w stronę epoki, kiedy kultura popularna nie śniła jeszcze o LGBT+.

Mając przed sobą dzieło tak wyrafinowane i dowcipne, ani przez chwilę nie zapominające o przyjemności widza, należy zadać pytanie, czy aby François Ozon nie wylewa dziecka z kąpielą? Czy płaszczyk retro, komediowy i lekki entourage nie dyskredytują trudnej rozmowy na wciąż niełatwy temat, która powinna być raczej wywrotowa niż przewrotna? Są tacy, do nich należy niżej podpisana, którzy powiedzą, że przekora może być czasem lepsza od rewolucji: u Ozona kobiety, zdecydowanie sprytniejsze od mężczyzn – bo w filmie to raczej płeć męska unosi się emocjami, płynie na fali infantylnych resentymentów i wybiera oportunizm – przejmują kontrolę i decydują o swoim losie. Nie są ofiarami, choć świat wokół dławi się seksizmem i mizoginią. Niektórzy zakwestionują taki empowerment, by użyć popularnej dziś terminologii: cóż nam po frywolnych komediach, które szybko się trawi i jeszcze szybciej zapomina. Owszem, „Moja zbrodnia” z całą pewnością nie spowoduje niestrawności, lecz jaki ślad po sobie zostawi – czy będzie to tylko zabawne wspomnienie, czy może seria zakamuflowanych swym urokiem, trafnych ukłuć w czułe miejsca – czas pokaże.

BARBARA KOSECKA

Kino nr 8/2023, © Fundacja KINO 2023

Mon crime

Reżyseria François Ozon. Scenariusz François Ozon na podstawie sztuki Georgesa Berra i Louisa Verneuila. Zdjęcia Manuel Dacosse. Muzyka Philippe Rombi. Wykonawcy Nadia Tereszkiewicz, Rebecca Marder, Isabelle Huppert, Fabrice Luchini, Dany Boon. Francja 2023. Czas 102 min

Dystrybucja kinowa Aurora Films

Skip to content