Strona główna » Recenzje » Palm Springs
Palm Springs

Piotr Mirski

Hotel w Palm Springs. Jednakowe pokoje, basen, bar i parkiet, a tuż obok spalone słońcem pustkowie rodem z westernu. Mały azyl sąsiadujący z wielkim nic. Zabawa tutaj musi mieć jałowy posmak, niczym drink, do którego wiatr naniósł kilka ziaren piasku. Przynajmniej dla kogoś, kto odznacza się wrażliwością większą niż przeciętna. To pograniczne i dość dziwne miejsce świetnie nadaje się na scenerię komedii o egzystencjalnych niepokojach.

„Palm Springs” opowiada o byciu uwięzionym w codzienności – i to w podwójnym sensie, zarówno przenośnym, jak i dosłownym. Reżyser Max Barbakow i jego scenarzysta Andy Siara sięgają po motyw pętli czasowej, wcześniej wykorzystany w klasycznym „Dniu Świstaka” czy niedawnym serialu „Russian Doll”. Fabuła składa się z najrozmaitszych wariacji na temat sytuacji wyjściowej. Całość przypomina brudnopisowy zbiór falstartów, ale naprawdę ma misterną strukturę i wystudiowany rytm, w tym samym stopniu wariacki, co transowy.

Ponieważ to nie pierwszy tytuł z nieformalnego gatunku filmów o temporalnych anomaliach, twórcy zaczynają opowieść w środku historii, z pominięciem części, w której powinny znaleźć się rutynowe sceny dezorientacji, szoku i zrozumienia. Oto Niles znowu budzi się w hotelowym łóżku, widząc, jak jego dziewczyna smaruje nogę kremem. Dzisiaj ma się odbyć ślub jej przyjaciółki, tak jak wczoraj, przedwczoraj i jeszcze wcześniej.

Doskonale znając rozkład i choreografię tego dnia, chłopak przemyka się przez kolejne punkty programu ze zblazowaną gracją, zupełnie jakby był postacią z innej rzeczywistości, wytrawnym graczem w cyfrowym akwarium. Wygląda to tym bardziej surrealistycznie, że fabularny koncept wciąż nie został oficjalnie wyjaśniony. Do wprowadzenia w temat dochodzi dopiero później, kiedy przypadkowo w pętlę wpada siostra panny młodej, Sarah, która od tego momentu staje się towarzyszką Nilesa w syzyfowej pielgrzymce od świtu do nocy.

Andy Samberg i Cristin Milioti

Mogło być gorzej – Dzień Świstaka mógł wypaść w trakcie inwazji kosmitów lub epidemii śmiertelnie groźnego wirusa. Jednak imprezowe okoliczności jedynie trochę umniejszają tragizm położenia bohaterów. Żeby zdystansować się od powszedniej udręki, oddają się oni wymyślnym rozrywkom, często karkołomnym, gdyż w tym świecie poza światem także śmierć jest odwracalna. Centralna partia filmu w znacznym stopniu składa się z kalejdoskopu ekscesów, budzącego skojarzenia ze „Spring Breakers” i „Wilkiem z Wall Street”. Metafora szybko staje się czytelna: ów powtarzający się dzień, niepozbawiony dawek przyjemności, ale w istocie koszmarny, to całe nasze życie. I choć film nie popada w ponuractwo, to czarny podtekst raz po raz dyskretnie manifestuje się na ekranie – w księżycowych krajobrazach i makabrycznych akcentach, a do tego w twarzach odtwórców głównych ról: nieco zbyt szerokim uśmiechu Andy’ego Samberga i w wielkich szklistych oczach Cristin Milioti.

Dekadencja jest oczywistą i wygodną postawą, jaką można przyjąć wobec braku nadziei. Można też jednak spróbować osiągnąć stan afirmacji, wzorem drugoplanowego bohatera imieniem Roy, również tkwiącego w potrzasku, który po długim okresie apokaliptycznych napadów wściekłości zmienia się w kogoś pokroju buddyjskiego mnicha. Film prezentuje jeszcze jedną opcję: uparte działanie w celu poprawy losu. Wszak wiara w cuda czyni cuda. W trzecim akcie nienachalnie filozoficzna przypowieść karleje do poziomu motywacyjnej anegdotki. Zmiana na gorsze jest na tyle nagła i drastyczna, że budzi podejrzenia o kompromis, wymuszony ukłon w stronę mainstreamowych gustów.

Zawiedzionemu widzowi pozostaje fantazjowanie o alternatywnym zakończeniu. Na przykład takim: Sarah i Niles, nawróceni w wyniku zażycia ayahuaski, codziennie chodzą na pustynię, żeby wyczekiwać tam znaku, whisky tryskającej ze skały lub billboardów z przykazaniami, ale Bóg spóźnia się jak Godot. Albo takim, chyba lepszym: po latach otępiającej monotonii bohaterowie wreszcie zapominają, że kiedyś istniała jakaś przyszłość, i zaczynają bez większego żalu funkcjonować w wiecznej teraźniejszości. Tylko raz po raz nawiedza ich déjà vu, a wraz z nim mglista tęsknota za czymś innym.

PIOTR MIRSKI

Kino nr 3/2021, © Fundacja KINO 2021

Palm Springs

Reżyseria Max Barbakow. Scenariusz Andy Siara. Zdjęcia Quyen Tran. Muzyka Matthew Compton. Wykonawcy. Andy Samberg, Cristin Milioti, J.K. Simmons, Peter Gallagher, Meredith Hagner. USA – Hong Kong 2020. Czas 90 min

Dystrybucja Gutek Film – Monolith Films

Skip to content