Strona główna » Recenzje » Prime Time
Prime Time

Jakub Majmurek

W ostatni dzień 1999 roku gmach telewizji wydaje się opustoszały. Każdy, kto może, świętuje przełomową datę z dala od pracy. Telewizyjna gwiazda Mira spóźnia się na dyżur, którego wyraźnie nie ma najmniejszej ochoty pełnić tego wieczoru.

Po korytarzach kręci się też młody, wyraźnie zdenerwowany mężczyzna. W pewnym momencie wyciąga z plecaka broń, bierze na celownik ochroniarza i wkracza z nim do telewizyjnego studia, gdzie Mira ma właśnie przekazać samochód zwyciężczyni konkursu audiotele. Chłopak, Sebastian, bierze tę dwójkę jako zakładników, domaga się wejścia na wizję w szczycie oglądalności. Ma coś ważnego do oznajmienia Polsce.

Tak zaczyna się „Prime Time”, pełnometrażowy debiut Jakuba Piątka, pokazany w tym roku na Sundance. Za mocnym, przykuwającym uwagę otwarciem postępuje tragikomiczna psychodrama w najlepszych momentach przypominająca kino Polańskiego. Choć kilka początkowych scen można by lepiej skonstruować i nakręcić bardziej dynamicznie, z czasem film łapie swój rytm.

W zrealizowanej dla Studia Munka trzydziestce „Users” Piątek pokazał, jak wiele napięcia i subtelnych emocjonalnych tonów potrafi wydobyć z konfrontacji dwojga bohaterów, rozmawiających przez komunikator wideo. W „Prime Time” dysponuje znacznie szerszą paletą – oprócz trojga głównych bohaterów mamy przerażoną ekipę w telewizyjnej reżyserce, zespół policyjnych negocjatorów, a w końcu nawet prezesa telewizji – i robi z niej bardzo przyzwoity użytek.

Groza przechodzi w makabryczny humor, ten w smutek i poczucie klęski, reżyser z każdą minutą coraz precyzyjniej rysuje układy dominacji i podporządkowania, konflikty i sojusze, jakie w nadzwyczajnej sytuacji tworzą się między młodym terrorystą a jego zakładnikami, policją i władzami telewizji. Aktorzy prezentują najwyższą formę: od Bartosza Bieleni (Sebastian) przez pewnie budującą rolę zmęczonej, gasnącej telewizyjnej gwiazdy Magdalenę Popławską w roli Miry po rewelacyjną, ciągle nieopatrzoną w kinie Monikę Frajczyk, wcielającą się w policyjną negocjatorkę.

Co jest stawką tego filmu? Czemu służy sprawnie opowiedziana historia? Być może odpowiedzi na to pytanie dostarcza czas akcji, rok 1999, często – choć niesłusznie – uznawany za ostatni rok XX wieku. Twórcy „Prime Time” robią wiele, by oddać atmosferę tamtego czasu, posługując się głównie fragmentami strumienia telewizyjnego z epoki.

Bartosz Bielenia, Andrzej Kłak

Widzimy więc nie tylko takie jej skamieliny jak konkurs audiotele, ale także fragmenty programów informacyjnych, przestrzegających przed „pluskwą millenijną”, za sprawą której wszystkie cyfrowo zapisane dane mogą wyparować, gdy tylko zacznie się rok 2000. W telewizyjnych klipach migają imprezy z całego świata oraz Janusz Korwin-Mikke obrzucany żywnością przez rolników. Wieczorem przemówienie wygłasza pomału kończący pierwszą kadencję Aleksander Kwaśniewski.

Wszystkie te obrazy mają dziś dziwną, widmową jakość. Jednocześnie śmieszą pewną zgrzebnością i wywołują nostalgię za światem, którego już nie ma. Za latami 90., tym krótkim okresem – by użyć frazy Philipa Rotha – „między końcem komunizmu, a początkiem terroryzmu”, gdy cały świat pogrążył się w słodkiej iluzji końca historii, zmierzchu wielkich ideologii, rozwoju i dobrobytu pod sztandarami demokracji i wolnego rynku. Gdy Polska, pokonując burzliwe zakręty transformacji, zaczynała zakorzeniać się w wymarzonym świecie Zachodu – w 1999 roku zostajemy przyjęci do NATO, wkrótce zaczniemy zamykać negocjacje akcesyjne z Unią Europejską.

Film Piątka gra z tą nostalgią, karmi się nią, a jednocześnie wzywa do jej przekroczenia. Nostalgiczny pejzaż lat 90. psuje bowiem postać Sebastiana – jednej z wielu osób, które nie załapały się na sukcesy dekady. Ojciec chłopaka zostawił jego matkę, Sebastian wyleciał ze studiów, jego życie wydaje się zmierzać donikąd. Nie poznamy do końca motywów, które pchają chłopaka do terrorystycznego czynu. Być może ma to związek z jego bliskim przyjacielem – a może kimś więcej – do którego dzwoni przed atakiem.

Wszystkie wyjaśnienia, które konstruujemy, próbując zrozumieć bohatera, okazują się jednak niepełne, niczego do końca nie wyjaśniają – obojętnie, czy chodzi o toksycznego ojca, podziały klasowe lat 90., czy społeczny klimat uniemożliwiający wyjście z szafy. Wątpliwości nie budzi tylko buzujący gniew Sebastiana, niezdolny nigdzie znaleźć ujścia w Polsce lat 90. Bohater szturmuje telewizję – miejsce wtedy ciągle zdolne skupić uwagę dosłownie całej Polski – by wykrzyczeć swoje krzywdy.

Sebastian przypomina Jokera z filmu Todda Philipsa i inne figury współczesnego męskiego gniewu. Tyleż toksycznego i czasem dosłownie śmiertelnie niebezpiecznego, co często wynikającego z autentycznych krzywd. „Prime Time”, umieszczając tę bardzo współczesną figurę już w 1999 roku, pokazuje, że nie ma żadnego złotego wieku, ery niewinności – sprzed internetu, mediów społecznościowych, plemiennej polityczności – do której moglibyśmy przed nią uciec. Że jej korzenie być może tkwią o wiele głębiej niż nam się wszystkim wydaje.

JAKUB MAJMUREK

Kino nr 4/2021, © Fundacja KINO 2021

Prime Time

Reżyseria Jakub Piątek. Scenariusz Jakub Piątek, Łukasz Czapski. Zdjęcia Michał Łuka. Muzyka Teoniki Rożynek. Wykonawcy Bartosz Bielenia, Magdalena Popławska, Andrzej Kłak, Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, Monika Frajczyk. Polska 2021. Czas 93 min

Netflix

Skip to content