Strona główna » Recenzje » Strefa interesów
Strefa interesów

Barbara Kosecka

Film otwiera idylliczny obrazek rodzinnego pikniku na nadrzecznej plaży: ktoś zażywa kąpieli, ktoś inny leniwie oddaje się promieniom słońca; w centrum kobieta trzyma na rękach niemowlę. Trudno powiedzieć, jaka to epoka – może gdyby nie śmieszna bielizna stojącego na brzegu mężczyzny, pomyślelibyśmy, że współczesność? Po chwili plażowicze pakują manatki i wracają do samochodów, by już po zmierzchu, pośród dziwnie złowieszczej aury, wrócić do domu.

Dom – w istocie jeden z bohaterów filmu Jonathana Glazera – może dostarczać powodów do dumy. Właściciele, gospodarnie wykorzystując lokalne zasoby, stworzyli tu dla siebie i pięciorga swoich dzieci raj na ziemi. Rozbudowaną willę otoczyli imponującym ogrodem, pielęgnowanym dzięki sile roboczej dostępnej w tym wyjątkowym miejscu za darmo. Trudno się dziwić, że gdy decyzją przełożonych komendant (Christian Friedel) będzie musiał przenieść się do Oranienburga, rozjuszona małżonka (Sandra Hüller) zdecyduje o pozostaniu z dziećmi na miejscu. Nie na darmo pracowała tu na wzorcową Lebensraum – życiową przestrzeń, o której z mężem, potomkiem zamożnych szwarcwaldzkich chłopów, marzyli od zawsze.

Reżyser wspomina, że obraz muru łączącego bajeczny ogród Rudolfa i Hedwigi Hössów z sąsiadującym z nim bezpośrednio obozem koncentracyjnym – na tyle bezpośrednio, że tuż za nim widoczne były zasieki z drutów kolczastych, ściany baraków i kominy krematorium Auschwitz, które od willi dzieliło zaledwie 150 metrów – stał się w jego wyobraźni punktem zapalnym, obrazem–symbolem. „Jasną” stronę muru komendantowa zmyślnie udekorowała pnączami róż i winorośli. Nie mogły one przesłonić dymu z krematoryjnych pieców, zagłuszyć ujadania psów czy wrzasków nadzorców, jednak okazały się nadzwyczaj skuteczną mentalną zaporą.

Na posesji toczy się bowiem najnormalniejsze życie, przelewające się przez ekran leniwym strumieniem banalnych, prozaicznych spraw. Komendant odbiera życzenia urodzinowe od podwładnych i rodziny. Synowie bawią się garścią zębów, sekretnym trofeum trzymanym pod poduszką. Hedwiga pokazuje niemowlęciu kwiaty albo z dumą oprowadza po ogrodzie przybyłą z wizytą matkę, przy okazji uspokajając, że Żydzi trzymani są bezpiecznie za murem. Rudolf przyjmuje inżynierów przedstawiających projekt cyrkularnego krematorium, które pracowałoby znacznie efektywniej; w tym czasie komendantowa zabawia żony inżynierów anegdotami o najnowszych francuskich perfumach, których wcale nie musiała przywozić sobie z Paryża. Po obejściu biega sympatyczna suka Dilla, ciekawska i ruchliwa, wprowadzająca sympatyczny zamęt, swoją beztroską i ufnością uświęcająca pozorną normalność tego miejsca.

Realizując film o życiu codziennym ludzi nie tylko odpowiedzialnych za Zagładę, ale i własnymi rękoma wcielających ją w życie (scenariusz luźno oparto na wątkach powieści Martina Amisa), Glazer podjął kilka kluczowych decyzji. Inaczej niż László Nemes w „Synu Szawła” (2015), nie sfilmował obozu: bestialstwa oprawców, śmierci w komorach, gehenny życia w lagrze. Głównych bohaterów filmu, komendanta Hössa i jego żonę, przedstawił unikając fetyszyzowania czy demonizowania, raczej poprzez bezwładną trywialność ich życia, przywodzącą na myśl słynny esej Hanny Arendt „Eichmann w Jerozolimie – rzecz o banalności zła”. Aktorom odebrał magię naturalnie wynikającą z zetknięcia kamery z ludzką twarzą: obiektywy Łukasza Żala unikają zbliżeń, a kadry nie są doświetlane dla lepszego efektu wizualnego.

Christian Friedel

Film skupia się na oprawcach, jednak nie dlatego, że jest w nich coś interesującego. Wręcz przeciwnie, świadectwo złu, które dzieje się za ich sprawą, daje szokujący brak – refleksji, reakcji, człowieczeństwa. Christian Friedel i Sandra Hüller ofiarnie ucieleśnili to wręcz nieludzkie od-duchowienie, wypłaszczenie ich postaci. Hüller – w ostatnich miesiącach słusznie nagradzana i nominowana do kolejnych nagród za role w „Strefie interesów” i „Anatomii upadku” Justine Triet – oszpecona szkaradnymi koczkami znanymi z zachowanych zdjęć Höss, człapiąca ciężko jakby pod wpływem dodatkowej siły grawitacyjnej, króluje w tym przyobozowym imperium. Gdy traci cierpliwość, kruche poczucie bezpieczeństwa sprzątaczek i kucharek obnaża swoją przerażającą względność.

Można pytać, skąd w ludziach podobnych Hössom tak niezachwiana determinacja w realizowaniu nazistowskiej misji? Czy i w jakich warunkach można się było zachować inaczej? Czy przekonanie, że człowiek jest z natury dobry, to mrzonki? Bohaterowie nie żyją w próżni. W film wpleciona jest na zasadzie rewersu – na negatywowej taśmie – historia dziewczynki ryzykującej życiem, by nocą rozrzucać owoce w miejscu pracy więźniów; pojawia się tu również istotny wątek matki, która nie wytrzymuje presji życia w bezpośredniej bliskości obozu. Jednak Glazer nie zadaje pytań o duszę i o głębię, nie ma pojęcia, co się dzieje w sercach bohaterów. Ich wewnętrzny świat zdaje się wypełniać tęsknota za luksusami włoskiego sanatorium (Hedwiga) albo zadraśnięte ambicje zawodowe (Rudolf).

Ale w „Strefie interesów” prawdziwie rezonująca przestrzeń powstaje gdzie indziej: w zderzeniu świata widocznego i niewidocznego. Rzeczywistość Auschwitz wsącza się do filmu powoli i nieodparcie, jak w scenie kąpieli w rzece, gdy komendant odkrywa, że zanurzył rękę w ściekach z krematorium. Obozowe odgłosy stopniowo narastają w ścieżce dźwiękowej, wydobywając się gdzieś spoza bezpiecznych ram kadru, im bardziej ignorowane, niesłyszalne dla bohaterów, tym bardziej surrealne i makabryczne; chwilami towarzyszą im piekielne akordy muzyki Miki Levi. Potworność tego zestawienia – masowego mordu i zwyczajności życia tuż obok – ostatecznie eksploduje w torsjach komendanta Hössa, który przez krótką chwilę zdaje się spoglądać w otchłań stworzonego przez siebie piekła.

Glazer podjął jeszcze jedną twórczą decyzję: odebrał swojej historii wszelką historyczność i muzealność, jakikolwiek czar kostiumu czy odległej epoki. Gdy na ekranie pojawiają się na chwilę pracownice Muzeum Auschwitz-Birkenau, przygotowujące sale wystawowe do zwiedzania, nie wywołuje to wrażenia przeskoku do innego stulecia. Auschwitz wydarzyło się osiemdziesiąt lat temu, przed chwilą. Ze stref interesów – oczywiście rozumianych znacznie szerzej, jako enklawy dobrobytu otoczone drutem kolczastym – do dziś nie chcemy rezygnować.

Barbara Kosecka

Kino nr 3/2024, © Fundacja KINO 2024

The Zone of Interest

Reżyseria Jonathan Glazer. Scenariusz Jonathan Glazer na motywach powieści Martina Amisa. Zdjęcia Łukasz Żal. Muzyka Mica Levi. Wykonawcy Christian Friedel, Sandra Hüller, Freya Kreutzkam, Ralph Herforth, Max Beck. USA – Wlk. Brytania – Polska 2023. Czas 105 min

Dystrybucja kinowa Gutek Film

Skip to content