Strona główna » Recenzje » Złe baśnie
Złe baśnie

Adam Kruk

Niewiele jest dziś we włoskim kinie równie gorących nazwisk jak bracia D’Innocenzo. Padają nawet porównania do amerykańskich braci Safdi – z podobną intensywnością potrafią przenieść na widzów niepokój swoich mocno pogubionych bohaterów. Zrobiło się o nich głośno trzy lata temu, kiedy nieznani nikomu trzydziestoletni bliźniacy Fabio i Damiano – synowie rybaka, którzy nie ukończyli żadnej szkoły filmowej – dostali się na festiwal w Berlinie z filmem „La terra dell’abbastanza”. Po międzynarodowym sukcesie gangsterskiej opowieści z przedmieść Rzymu pomogli Matteo Garrone pisać scenariusz „Dogmana”, wydali tomik poezji i album fotograficzny. Zaraz potem nakręcili „Złe baśnie”, które z Berlinale wyjechały już ze Srebrnym Niedźwiedziem. Zamknięcie kin uniemożliwiło wprawdzie test we włoskich kinach, ale na VOD poradziły sobie nieźle, by następnie zdobyć pięć prestiżowych nagród Błękitnej Wstęgi – w tym dla najlepszego włoskiego filmu zeszłego roku.

Idą za ciosem – już za chwilę ich trzeci pełny metraż zatytułowany „America Latina” powalczy w Wenecji o Złotego Lwa. Tymczasem na polskie ekrany trafiają „Złe baśnie”. Koniec lata wydaje się na to idealną porą, bo film jest aż lepki od parnej atmosfery włoskiej kanikuły. Nie jednak tej wymarzonej na plaży w Sorrento czy w Portofino, lecz skwaru doskwierającego gdzieś na podmiejskim osiedlu, skąd nie sposób wyjechać, bo albo trzeba pracować, albo nie ma za co. Jesteśmy w Spinaceto, miasteczku bez właściwości położonym tuż za GRA – autostradową obwodnicą Rzymu, pamiętną bohaterką „Rzymskiej aureoli” Gianfranco Rosiego. Jeśli jednak czułe spojrzenie włoskiego dokumentalisty kazało w brzydocie i pospolitości jej okolic szukać piękna i oryginalności, to optyka braci D’Innocenzo jest bezlitosna: w złym mieście w złe lato opowiadają złe historie.

Zaczyna się jeszcze dość spokojnie. Sąsiadujące ze sobą dom w dom rodziny zasiadają wspólnie do kolacji w ogrodzie: świerszcze zawodzą monotonnie, plastikowa zastawa wala się po stole, z ust dorosłych wypływa dym elektronicznych papierosów. Ojcowie z fryzurami na detektywa Rutkowskiego kozaczą (jednego z nich gra Elio Germano – najbardziej utytułowany włoski aktor swego pokolenia, reszta obsady jest odkryciem), dzieci chwalą się świadectwami, matki utyskują na nauczycieli. Każdy musi być od kogoś lepszy, a raczej znaleźć kogoś gorszego od siebie. Męczący posiłek zapowiada coroczny koszmar wakacji: dla dzieci z rodzicami, dla rodziców z dziećmi. Tym razem jednak może być jeszcze gorzej, co zwiastują krwawe doniesienia z telewizji. Coś ciężkiego unosi się w powietrzu i objawia w nastoletnich ciążach, zalęgnięciu się wśród dzieci wszy i zarazków odry, czy w podziurawionym basenie ogrodowym. „To pewnie Cyganie”…

Tommaso Di Cola, Lino Musella

Bohaterów podzielić można na trzy grupy: prócz uczniów zwolnionych tymczasowo z obowiązku szkolnego są ich sfrustrowani rodzice oraz równie niesympatyczni belfrzy – ważną rolę w filmie odegra nauczyciel chemii (konstrukcja „Złych baśni” jest doprawdy bezbłędna – Srebrny Niedźwiedź za scenariusz w pełni zasłużony). Jest też narrator, który głosem mężczyzny w średnim wieku czyta zapisany zielonym długopisem pamiętnik nastolatki. Już to budzi pewien dyskomfort, wprowadza „creepolski” nastrój. Ale przecież niepokojąca jest sama poetyka baśni, pełna krzywdy (także dziecięcej) i okrucieństwa, mająca w założeniu raczej oswajać z okropieństwami życia niż je lukrować.

Podobnie działają bracia D’Innocenzo – używają cukierkowej muzyczki i aż nazbyt pięknych zdjęć Paolo Carnery, by podkręcić nieco baśniowy klimat, ale nigdy nie odchodzą zbyt daleko od realizmu, lekko tylko słodyczą rodem z dobranocek maskują swą żarłoczną ironię. Jeśli dodać, że lekturą zadaną tu dzieciom na lato jest „Duch z Canterville” Oscara Wilde’a, właściwe irlandzkiemu szydercy mieszanie grozy z humorem wyda się tym bardziej czytelne. Dlatego, gdy narrator zwierza się ze swych wyrzutów sumienia, że opowiada tak błahą, smutną i pesymistyczną historię, czujemy, że reżyserzy wcale ich nie podzielają. Mają wyraźną satysfakcję z wysadzania w powietrze kolejnych elementów tego świata, przez co nietrudno byłoby oskarżyć ich o mizantropię i ojkofobię – na podobnej zasadzie, jak zarzuca się ją w Polsce Szumowskiej.

Owszem, „Złe baśnie” są satyrą na włoskie przedmieścia, na niższą klasę średnią i jej aspiracje, nakręcane przez telewizję Berlusconiego. I są krytyką ostrą, wyrastającą jeszcze z ducha Pasoliniego, uznającego konsumpcjonizm za zagrożenie większe od faszyzmu, i Sergio Cittiego, kontynuującego tę tradycję w wersji buffo. Nie trzeba zresztą sięgać zbyt daleko, bo niektóre obrazki z filmu braci D’Innocenzo znamy dobrze i z naszego podwórka, mogłyby złożyć się na współczesne baśnie polskie: porno oglądane na komórkach przez rodziców i naśladowane przez dzieci, wylewająca się spod kurtuazji zawiść, toksyczna męskość szukająca upustu w fantazjach o gwałcie na sąsiadce. Albo w zawziętym grillowaniu.

ADAM KRUK

Kino nr 9/2021, © Fundacja KINO 2021

Favolacce

Reżyseria i scenariusz FabioiI Damiano D’innocenzo. Zdjęcia Paolo Carnera. Wykonawcy Elio Germano, Barbara Chichiarelli, Lino Musella, Gabriel Montesi, Max Malatesta, Tommaso Di Cola, Giulietta Rebeggiani, Justin Korovkin. Włochy – Szwajcaria 2020. Czas 98 min

Dystrybucja kinowa Aurora Films

Skip to content